"Life is about kicking ass. Not kissing it."
niedziela, 25 listopada 2012
Miesiac w Georgii
Jutro mija dokladnie miesiac jak jestem w Georgii. Nie byl to dla mnie latwy czas, mialam problem z zaaklimatyzowaniem sie. Z dzieciakami dogaduje sie znacznie lepiej niz na poczatku, Hostka tez okazala sie wspaniala i bardzo sie ciesze, ze to do niej trafilam (zawsze moglo byc gorzej :P). W gruncie rzeczy to mamy wiele wspolnego. Powiedziala mi tez, ze chlopcy i ona mnie lubia, i bardzo by chciala zebym po tym roku zostala na kolejny.
Wspomoge sie pytaniami podsumowujacymi miesiac u host rodziny od innej Au Pair:
1. Co się u mnie zmieniło przez ten czas? Caly moj plan dotyczacy przyjazdu do Ameryki, ale mam juz nowy i wiem, ze nic nie dzieje sie bez przyczyny! :D
2. Czy żałuję?
Moze troche.
3. Czy coś bym zmieniła?
Nic :)
4. Czy tęsknie za Polską?
Tak, ale to dlatego, ze z mojej wlasnej winy siedze za duzo w domu, zamiast gdzies wyjsc z innymi Au Pair. Teraz to sie zmieni :) A jesli juz tesknie za Polska, to za moimi zwierzetami i polska kuchnia...
5. Co mogę powiedzieć o Host Family?
Poczatki byly trudne. Czulam sie tu jak niewolnik, dzieciaki byly wredne, hostka tez niezbyt sympatyczna. Chcialam byc traktowana jak czlonek rodziny, a bylo zupelnie inaczej. Po pewnym czasie zrozumialam, ze nie moge sie tak latwo poddac i od tego czasu jest coraz lepiej. Z hostka tez sie super dogaduje. Wiem, ze to jeszcze nie do konca jest to co chcialam, ale to przeciez dopiero poczatek. I ciagle mam w glowie zdanie mojego przyjeciela "gdyby nie te wredne bachory, to bys nie byla w USA". Stuprocentowa racja.
6. Jaki mam kontakt z host dzieciakami?
Teraz nie jest zle. Jeden wyjatkowo lubi mi grac na nerwach, ale i tak nie jest zle. Da sie przezyc. Szkoda tylko, ze te dzieci sa non stop zaabsorbowane Xboxem albo Wii...
7. Jakie plany na przyszłość?
Zabawa, nauka angielskiego i zwiedzanie! Carpe diem!
I wiecej zdjec i postow na blogu, i postaram sie zeby byly ciekawsze :P
8. Co mogę powiedzieć przyszłym au pair?
To nie jest latwa praca. Moze sie trafic super rodzina, a moze sie trafic sie taka, u ktorej czasami trzeba zacisnac zeby i robic swoje.
9. Czego mogę sobie życzyć?
Zeby entuzjazm mnie nie opuscil, i mysl ze nic nie dzieje sie bez powodu.
10. Co mi się podoba w USA?
Tanie slodycze i ubrania :D, kultura na drodze - jazda w USA to przyjemnosc, muzyka country w radiu :P.
11. Czy podoba mi się GEORGII?
Poki co nawet tak, nie jest to stan moich marzen, bo wole polnoc, ale nie moge narzekac.
12. Czy mam z czymś problem?
Zawsze parkuje moim wielkim autkiem na koncu parkingu, myla mi sie amerykanskie monety.
13. Co lubię jeść a czego nie?
Maslo orzechowe... Jem lyzka prosto ze sloika... I wszystko co zawiera maslo orzechowe: ciastka itp
Nienawidze nic co mozna wsadzic do mikrofali i nic co jest dietetyczne - bez tluszczu, cukru itp.
14. Co będzie za rok?
Hmmm czuje, ze zostane na drugi :)
Wspomoge sie pytaniami podsumowujacymi miesiac u host rodziny od innej Au Pair:
1. Co się u mnie zmieniło przez ten czas? Caly moj plan dotyczacy przyjazdu do Ameryki, ale mam juz nowy i wiem, ze nic nie dzieje sie bez przyczyny! :D
2. Czy żałuję?
Moze troche.
3. Czy coś bym zmieniła?
Nic :)
4. Czy tęsknie za Polską?
Tak, ale to dlatego, ze z mojej wlasnej winy siedze za duzo w domu, zamiast gdzies wyjsc z innymi Au Pair. Teraz to sie zmieni :) A jesli juz tesknie za Polska, to za moimi zwierzetami i polska kuchnia...
5. Co mogę powiedzieć o Host Family?
Poczatki byly trudne. Czulam sie tu jak niewolnik, dzieciaki byly wredne, hostka tez niezbyt sympatyczna. Chcialam byc traktowana jak czlonek rodziny, a bylo zupelnie inaczej. Po pewnym czasie zrozumialam, ze nie moge sie tak latwo poddac i od tego czasu jest coraz lepiej. Z hostka tez sie super dogaduje. Wiem, ze to jeszcze nie do konca jest to co chcialam, ale to przeciez dopiero poczatek. I ciagle mam w glowie zdanie mojego przyjeciela "gdyby nie te wredne bachory, to bys nie byla w USA". Stuprocentowa racja.
6. Jaki mam kontakt z host dzieciakami?
Teraz nie jest zle. Jeden wyjatkowo lubi mi grac na nerwach, ale i tak nie jest zle. Da sie przezyc. Szkoda tylko, ze te dzieci sa non stop zaabsorbowane Xboxem albo Wii...
7. Jakie plany na przyszłość?
Zabawa, nauka angielskiego i zwiedzanie! Carpe diem!
I wiecej zdjec i postow na blogu, i postaram sie zeby byly ciekawsze :P
8. Co mogę powiedzieć przyszłym au pair?
To nie jest latwa praca. Moze sie trafic super rodzina, a moze sie trafic sie taka, u ktorej czasami trzeba zacisnac zeby i robic swoje.
9. Czego mogę sobie życzyć?
Zeby entuzjazm mnie nie opuscil, i mysl ze nic nie dzieje sie bez powodu.
10. Co mi się podoba w USA?
Tanie slodycze i ubrania :D, kultura na drodze - jazda w USA to przyjemnosc, muzyka country w radiu :P.
11. Czy podoba mi się GEORGII?
Poki co nawet tak, nie jest to stan moich marzen, bo wole polnoc, ale nie moge narzekac.
12. Czy mam z czymś problem?
Zawsze parkuje moim wielkim autkiem na koncu parkingu, myla mi sie amerykanskie monety.
13. Co lubię jeść a czego nie?
Maslo orzechowe... Jem lyzka prosto ze sloika... I wszystko co zawiera maslo orzechowe: ciastka itp
Nienawidze nic co mozna wsadzic do mikrofali i nic co jest dietetyczne - bez tluszczu, cukru itp.
14. Co będzie za rok?
Hmmm czuje, ze zostane na drugi :)
Etykiety:
alpharetta,
georgia,
pierwszy miesiac u host rodziny,
stan georgia
poniedziałek, 19 listopada 2012
I'm lovin it
Wczoraj mialam beznadziejny humor i na dodatek zaplanowane spotkanie aupairek z mojej okolicy, na ktore nie bardzo chcialo mi sie isc. Pojechalam wiec odebrac leki, o ktore prosila mnie HM i przy okazji wpadlam do TjMaxx. Zaluje ze na zakupy mialam tylko ok 100$, i wiem ze pojscie tam z cala tygodniowa pensja byloby glupota. Wyszlam z torba z Nine West za niecale 30$ (z 89$) i sportowym stanikiem Adidasa za niecale 15$ (z 25$). Torebke Donny Karan za 80$ zostawilam sobie jako cel na nastepny raz.
Etykiety:
alpharetta,
czas wolny,
georgia,
stan georgia,
zakupy
piątek, 16 listopada 2012
Dziecinstwo
Przez ostatnie dni bardzo intensywnie myslalam o tym, jakie beznadziejne dzienctwo maja dzieciaki, ktorymi sie opiekuje. I jak bardzo razacy jest udawany entuzjazm rodzicow wobec dzieciakow i brak jakiejkolwiek dyscypliny i wymagan.
Zaczne od tego ze codziennie rano dzieciaki dostaja mikrofalowe sniadanie - pancakes albo waffles. Lunch do szkoly tak samo sztuczny - chrupki, kanapki z chleba tostowego i szynki z dodatkiem wody, albo jakies jedzenia z restauracji typu pizza, albo cos a la hamburger. W samochodzie w drodze do szkoly kazdego dnia jest meksyk. Dzieciaki sie wydzieraja, kopia w siedzenia, nie laska odpowiedziec "dziekuje" na moje "milego dnia", zostawiaja po sobie bajzel. To samo jak ich odbieram, zawsze nadasani jak osy, zawsze chamscy i wredni, nie maja zadnego szacunku do mnie, komentuja moja jazde, to co sie dzieje na drodze i ogolnie zachowuja sie jakby zjedli wszystkie rozumy. W domu jedza precle, chrupki, ewentulanie cos z zamrazarki (pizza rolls, nuggetsy), ale pierwsze co robia to wlaczenie Xboxa i telewizji. I Disney Channel leci na okraglo dopoki matka nie wroci do domu. W miedzyczasie starszy pyskuje, i traktuje mnie jak czlowieka drugiej kategorii, rzucaja w domu pilka (tylko czekam az cos zbija i bede mogla sie smiac pod nosem). Oni sa uzaleznieni od Xboxa, kiedy mlodszy przegrywa to sie wydziera na caly dom i dostaje ataku furii, nie idzie ich odciagnac od ekranu. To przykre ze dzieci tak traca dziecinstwo, szczegolnie ze klimat tutaj sprzyja aktywnosci na zewnatrz. Poza tym te dzieci nie sa nauczone porzadku. Wiem, ze to moje zadanie po nich sprzatac i ze dzieci robia bajzel. Ale te dzieci robia taki balagan ze nie ma slow zeby to opisac, nigdy po sobie nie sprzataja. Wspolczuje im, takie zachowanie w doroslym swiecie w przyszlosci nie przejdzie. Co do hostki, to taka sytuacja jej odpowiada. Prawda jest taka ze ona w dupie ma te dzieci, mowiac kolokwialnie. Gdyby naprawde o nich dbala, to by przystala na moja propozycje gotowania im normalnych obiadow, albo chociaz sama by im cos zrobila chociaz w weekend. Zycie tych dzieci kreci sie wokol TV, Xboxa i dodatkowych zajec po powrocie ze szkoly. W weekendy tez albo telewizja albo jakies sporty. Szkoda mi ich. Jako dorosli nie beda mieli zbyt szczesliwych wspomnien. JA naprzyklad jak wspominam swoje dziecinstwo to widze, ze w weekendy jezdzilam z tata na zajecia jazdy konnej, albo na dzialke, ze zawsze jedlismy wspolnie obiad w kazdy weekend, i ze nigdy nie bylo to cos z zamrazarki tylko prawdziwy polski wspanialy obiad, ze czesto rodzinnie jezdzilismy na rowerach, albo chodzilam z mama na basen, i chodzilismy do kina i teatrow. Do szkoly tez dostawalam pyszne kanapki zrobione przez rodzicow, a ze szkoly odbieral mnie dziadek i kupowal mi bulki z makiem w piekarni naprzeciwko szkoly, a potem szlismy do Lazienek i spacerujac jedlismy lody i podziwialismy pawie. I wcale nie czuje jakiegos zalu, ze nie mialam Xboxa, albo iPhona (obaj chlopcy je maja, a maja dopiero 8 i 10 lat), i ze jak bylam mala to moglam z komputera tylko jak mama przyniosla swoj z pracy, a wlasny ze stalym internetem mielismy dopiero jak mialam 12-13 lat. Za nic bym sie nie zamienila z tymi dzieciakami. Moze maja wszystko co chca i robia co chca, ale wiem, ze moje dziecinstwo bylo o wiele bardziej radosne i szczesliwe.
Zaczne od tego ze codziennie rano dzieciaki dostaja mikrofalowe sniadanie - pancakes albo waffles. Lunch do szkoly tak samo sztuczny - chrupki, kanapki z chleba tostowego i szynki z dodatkiem wody, albo jakies jedzenia z restauracji typu pizza, albo cos a la hamburger. W samochodzie w drodze do szkoly kazdego dnia jest meksyk. Dzieciaki sie wydzieraja, kopia w siedzenia, nie laska odpowiedziec "dziekuje" na moje "milego dnia", zostawiaja po sobie bajzel. To samo jak ich odbieram, zawsze nadasani jak osy, zawsze chamscy i wredni, nie maja zadnego szacunku do mnie, komentuja moja jazde, to co sie dzieje na drodze i ogolnie zachowuja sie jakby zjedli wszystkie rozumy. W domu jedza precle, chrupki, ewentulanie cos z zamrazarki (pizza rolls, nuggetsy), ale pierwsze co robia to wlaczenie Xboxa i telewizji. I Disney Channel leci na okraglo dopoki matka nie wroci do domu. W miedzyczasie starszy pyskuje, i traktuje mnie jak czlowieka drugiej kategorii, rzucaja w domu pilka (tylko czekam az cos zbija i bede mogla sie smiac pod nosem). Oni sa uzaleznieni od Xboxa, kiedy mlodszy przegrywa to sie wydziera na caly dom i dostaje ataku furii, nie idzie ich odciagnac od ekranu. To przykre ze dzieci tak traca dziecinstwo, szczegolnie ze klimat tutaj sprzyja aktywnosci na zewnatrz. Poza tym te dzieci nie sa nauczone porzadku. Wiem, ze to moje zadanie po nich sprzatac i ze dzieci robia bajzel. Ale te dzieci robia taki balagan ze nie ma slow zeby to opisac, nigdy po sobie nie sprzataja. Wspolczuje im, takie zachowanie w doroslym swiecie w przyszlosci nie przejdzie. Co do hostki, to taka sytuacja jej odpowiada. Prawda jest taka ze ona w dupie ma te dzieci, mowiac kolokwialnie. Gdyby naprawde o nich dbala, to by przystala na moja propozycje gotowania im normalnych obiadow, albo chociaz sama by im cos zrobila chociaz w weekend. Zycie tych dzieci kreci sie wokol TV, Xboxa i dodatkowych zajec po powrocie ze szkoly. W weekendy tez albo telewizja albo jakies sporty. Szkoda mi ich. Jako dorosli nie beda mieli zbyt szczesliwych wspomnien. JA naprzyklad jak wspominam swoje dziecinstwo to widze, ze w weekendy jezdzilam z tata na zajecia jazdy konnej, albo na dzialke, ze zawsze jedlismy wspolnie obiad w kazdy weekend, i ze nigdy nie bylo to cos z zamrazarki tylko prawdziwy polski wspanialy obiad, ze czesto rodzinnie jezdzilismy na rowerach, albo chodzilam z mama na basen, i chodzilismy do kina i teatrow. Do szkoly tez dostawalam pyszne kanapki zrobione przez rodzicow, a ze szkoly odbieral mnie dziadek i kupowal mi bulki z makiem w piekarni naprzeciwko szkoly, a potem szlismy do Lazienek i spacerujac jedlismy lody i podziwialismy pawie. I wcale nie czuje jakiegos zalu, ze nie mialam Xboxa, albo iPhona (obaj chlopcy je maja, a maja dopiero 8 i 10 lat), i ze jak bylam mala to moglam z komputera tylko jak mama przyniosla swoj z pracy, a wlasny ze stalym internetem mielismy dopiero jak mialam 12-13 lat. Za nic bym sie nie zamienila z tymi dzieciakami. Moze maja wszystko co chca i robia co chca, ale wiem, ze moje dziecinstwo bylo o wiele bardziej radosne i szczesliwe.
Etykiety:
alpharetta,
dziecinstwo,
georgia,
host rodzina,
stan georgia
wtorek, 13 listopada 2012
Okolica i moj pokoj.
Zrobilam zdjecia mojej ulicy, jedne sa z dzisiaj, inne sprzed paru dni i zdjecia mojego pokoju z pierwszych dni pobutu tutaj. To jest osiedle snobow, zupelnie sie rozni od tego z Oakdale, NY.
Ogrod na tylach domu
Widok z mojego okna
Widok z zewnatrz na jeden koniec ulicy
Moj pokoj
Etykiety:
alpharetta,
georgia,
moj pokoj,
okolica,
stan georgia
niedziela, 11 listopada 2012
Veterans Day
W Polsce Dzien Niepodleglosci, a w USA 11 listopada przypada Veterans Day. Co to za swieto? Oto co mowi Wikipedia:
Dzień Weteranów (ang. Veterans Day) - amerykańskie święto mające na celu uhonorowanie weteranów służących w siłach zbrojnych Stanów Zjednoczonych. Obchodzone jest 11 listopada, w rocznicę zawarcia rozejmu po I wojnie światowej, w ten sam dzień co Święto Niepodległości i Dzień Pamięci w innych krajach. Mimo że święto poświęcone jest pamięci wszystkich weteranów, żywych i zmarłych, jego celem jest uczczenie głównie żyjących żołnierzy i wyrażenie podziękowania za ich służbę krajowi. Pamięci zmarłych żołnierzy poświęcone jest oddzielne święto, Memorial Day, obchodzone w maju[1].
W Dzień Weteranów zamknięte są urzędy federalne, banki oraz większość urzędów stanowych i szkół. Otwarte są zazwyczaj inne przedsiębiorstwa i sklepy. Jeżeli 11 listopada przypada w sobotę, obchody Dnia Weteranów są przesunięte na poprzedzający ją piątek, a gdy 11 listopada przypada w niedzielę, obchody przesunięte są na następujący po niej poniedziałek[1].
Święto 11 listopada zostało ustanowione w 1919 roku przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Woodrowa Wilsona pod nazwą Armistice Day (pol. dzień rozejmu) aby uczcić rocznicę zakończenia działań wojennych podczas I wojny światowej. Prezydent Dwight Eisenhower ustanowił ten dzień świętem narodowym pod nazwą Dzień Weteranów proklamacją z 1 czerwca 1954 roku[2].
Dzień Weteranów (ang. Veterans Day) - amerykańskie święto mające na celu uhonorowanie weteranów służących w siłach zbrojnych Stanów Zjednoczonych. Obchodzone jest 11 listopada, w rocznicę zawarcia rozejmu po I wojnie światowej, w ten sam dzień co Święto Niepodległości i Dzień Pamięci w innych krajach. Mimo że święto poświęcone jest pamięci wszystkich weteranów, żywych i zmarłych, jego celem jest uczczenie głównie żyjących żołnierzy i wyrażenie podziękowania za ich służbę krajowi. Pamięci zmarłych żołnierzy poświęcone jest oddzielne święto, Memorial Day, obchodzone w maju[1].
W Dzień Weteranów zamknięte są urzędy federalne, banki oraz większość urzędów stanowych i szkół. Otwarte są zazwyczaj inne przedsiębiorstwa i sklepy. Jeżeli 11 listopada przypada w sobotę, obchody Dnia Weteranów są przesunięte na poprzedzający ją piątek, a gdy 11 listopada przypada w niedzielę, obchody przesunięte są na następujący po niej poniedziałek[1].
Święto 11 listopada zostało ustanowione w 1919 roku przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Woodrowa Wilsona pod nazwą Armistice Day (pol. dzień rozejmu) aby uczcić rocznicę zakończenia działań wojennych podczas I wojny światowej. Prezydent Dwight Eisenhower ustanowił ten dzień świętem narodowym pod nazwą Dzień Weteranów proklamacją z 1 czerwca 1954 roku[2].
sobota, 10 listopada 2012
Homesickness or just being lazy?
Wielki **** z moich planow uczenia sie angielskiego i cwiczenia. Nie wiem co to, czy jesienna depresja, czy po prostu mi sie nie podoba w tej Georgii, czy moze sie rozleniwilam, wiem jedno - marnuje czas. Mialam uczyc sie do TOEFL'a zeby za rok startowac do collegu, a nie robie nic w tym kierunku. To samo z cwiczeniami. Tylko siedze w tej chacie i ciagle jem. Mam bardzo duzo wolnego czasu, a tymbardziej w tym tygodniu mialam go az nadto. Co z tym zrobilam? ZMARNOWALAM. Musze sie wziac za siebie. Musze sie w koncu zmotywowac w sobie. Zrozumiec, ze poki co musze siedziec w tej Georgii i ze ten czas trzeba jakos sensownie spozytkowac. W koncu jestem w USA i chce zaczac nowe zycie. A nie zrobie tego siedzac na tylku i gapiac sie przez okno albo w ekran komputera. Od jutra obiecuje sobie, ze:
- zaczne codziennie skakac na skakance
- w tygodniu cwiczyc z Ewa Chodakowska
- nie bede jadla nic co mozna przygotowac w mikrofali
- nie bede jadla bogatych w cukier platkow na sniadanie
- nie bede zjadac dzieciom slodyczy :P (tak, zjadlam im czekoladowe dropsy!...)
- codziennie przez conajmniej godzine bede sie uczyc do TOEFL'a
- codziennie bede sie uczyc angielskich slowek
- w koncu napisze posta o mojej okolicy, ktorego obiecalam Robertowi :D
Etykiety:
alpharetta,
czas wolny,
georgia,
jedzenie,
odzywianie,
stan georgia
środa, 7 listopada 2012
Luzniejszy tydzien...
Host mom pojechala w podroz sluzbowa, wiec dzieciarnia zostala oddelegowana do ojca. I ona i oni wracaja dopiero w sobote. Do tego czasu ja musze tylko odbierac ich ze szkoly o 2 i czekac az przyjedzie po nich pozniej tata i zawiezie na zajecia sportowe. Wolny czas zamierzam spedzic na skakaniu na skakance, cwiczeniu z Ewa Chodakowska, uczeniu sie angielskiego z ksiazka przygotowujaca do egzaminu TOEFL i czytaniu ksiazki, ktora pozyczylam od C.
Nie mam pojecia dlaczego jakosc taka beznadziejna
Akcenty zwiazane z futbolem amerykanskim pojawiaja sie wszedzie, a ja dalej nie rozumiem regul...
Zapomnialam wczesniej wstawic - halloweenowe jablko w karmelu, calkiem niezle, ale ich jablka sa zupelnie bez smaku...
Etykiety:
alpharetta,
czas wolny,
georgia,
host rodzina,
stan georgia
wtorek, 6 listopada 2012
Shopping
Zakupy w USA to sama przyjemnosc. Wszystko jest tutaj tanie w stosunku do Polski, oczywiscie patrzac na to poprzez pryzmat zarobkow w obu krajach. Kosmetyki kosztowaly mnie srednio 5$. Natomiast za wszystko zaplacilam 100$.
Etykiety:
alpharetta,
georgia,
jedzenie,
stan georgia,
zakupy
sobota, 3 listopada 2012
Co je amerykanska rodzina?
Swoje obserwacje opre na rodzinie u ktorej mieszkam; mama wiecznie na diecie z ogromnym parciem na wieczna mlodosc i nieskazitelny wyglad i dwoje chlopcow, ktorzy nie przywiazuja wagi do tego co jedza. Lodowkai zamrazarka wypchane sa po same brzegi roznego rodzaju mrozonkami i szybkim zarciem do podgrzania w mikrofali czyli np.: nuggetsy, pizza, parowka w nalesniku na patyku, nalesniki, wafle typu gofry itp. Reszta to roznego rodzaju serki topione i tym podobne, serowe paluszki (po prostu kawalek zoltego sera), masa sosow, mleko z dodatkiem wit. D, i maslo z dodatkiem soli... Czyli jesli chodzi o lodowke to wybor bardzo ubogi dla takiej osoby jak ja, ktora przed wyjazdem jadla bardzo bardzo zdrowo. Ale jest jeszcze "spizarnia", a w niej: platki, krakersy, ciastka, chipsy, czekolada, cala masa fasoli w puszcze, zupy i makaron w puszcze, makaron z serem do szybkiego ugotowania, proteinowe badziewie HM, galony wody gazowanej i coli zero i jeszcze wody z witaminami i weglowodanami dla dzieciakow, popcorn i chleb tostowy albo bulki typu "hamburger". Czyli dla zwyklego mieszkanca Polski nic ciekawego w takim domu nie ma. I mimo, ze wypchany po same brzegi jedzeniem to ja nie mam tutaj tak wlasciwie wyboru w kwestii posilkow. Nie ma tu nic co potrzebowalo by obrobki termicznej innej niz wsadzenie do mikrofali albo tostera.
Jak w takim razie moja rodzina goszczaca sobie radzi? O dziwo, dla mnie, bardzo dobrze. Dzieci jedza kazdego ranka nalesniki (wcale nie przypominaja nalesnikow i wystarczy je wsadzic do mikrofali of course) lub wspomniane wczesniej wafle. Wafle na pierwszy rzut oka wygladaja jak normalny gofer, przygotowuje sie je oczywiscie w opiekaczu/tosterze. Zapach nie ma nic wspolnego z goframi, ktore mi sie zamarzyly jak zobaczylam ten amerykanski szajs, a jesttak bardzo cukrowy, ze ma sie wrazenie, ze tylko to w nich jest. Do tego dzieci wypijaja mleko z dodatkiem wit. D i tak wyglada ich sniadanie. Do szkoly w ramach lunchu biora cos w stylu malych chipsow w ksztalcie rybek, czasami pizze albo kanapke z chleba tostowego z szynka, ktora na opakowaniu miala napisane: z dodatkiem wody, co sprawilo ze odechcialo mi sie kanapki z amerykanska szynka. Kolacja i tzw. snack po przyjsciu ze szkoly skladaja sie z tego samego mniej wiecej co lunch, czasami zjedza jeszcze precle. HM jak mowilam jest na diecie proteinowej i szczerze mowiac nie bardzo wiem co je i chyba nawet nie jestem tego ciekawa.
Dzisiaj planuje rozmowe z HM i wreczenie jej listy tego co chce zeby kupowala dla mnie (czarny chleb, bialy ser, jogurt grecki Chobani, mieso, warzywa, owoce) i ozbaczymy co z tego wyjdzie :)
Jak w takim razie moja rodzina goszczaca sobie radzi? O dziwo, dla mnie, bardzo dobrze. Dzieci jedza kazdego ranka nalesniki (wcale nie przypominaja nalesnikow i wystarczy je wsadzic do mikrofali of course) lub wspomniane wczesniej wafle. Wafle na pierwszy rzut oka wygladaja jak normalny gofer, przygotowuje sie je oczywiscie w opiekaczu/tosterze. Zapach nie ma nic wspolnego z goframi, ktore mi sie zamarzyly jak zobaczylam ten amerykanski szajs, a jesttak bardzo cukrowy, ze ma sie wrazenie, ze tylko to w nich jest. Do tego dzieci wypijaja mleko z dodatkiem wit. D i tak wyglada ich sniadanie. Do szkoly w ramach lunchu biora cos w stylu malych chipsow w ksztalcie rybek, czasami pizze albo kanapke z chleba tostowego z szynka, ktora na opakowaniu miala napisane: z dodatkiem wody, co sprawilo ze odechcialo mi sie kanapki z amerykanska szynka. Kolacja i tzw. snack po przyjsciu ze szkoly skladaja sie z tego samego mniej wiecej co lunch, czasami zjedza jeszcze precle. HM jak mowilam jest na diecie proteinowej i szczerze mowiac nie bardzo wiem co je i chyba nawet nie jestem tego ciekawa.
Dzisiaj planuje rozmowe z HM i wreczenie jej listy tego co chce zeby kupowala dla mnie (czarny chleb, bialy ser, jogurt grecki Chobani, mieso, warzywa, owoce) i ozbaczymy co z tego wyjdzie :)
Etykiety:
alpharetta,
co jedza amerykanie,
georgia,
host rodzina,
jedzenie,
odzywianie,
stan georgia
piątek, 2 listopada 2012
Za kierownica w USA
I od razu powiem, ze kierowanie w USA to bajka. Amerykanie lubuja sie w wielkich, paliwozernych SUV'ach i PICK UP'ach, obowiazkowo z automatyczna skrzynia biegow. Taki sam typ wielkiego auta trafil sie i mnie. Na poczatku jazda wielkim SUV'em marki GMC nie byla latwa, poniewaz drogi w mojej okolicy sa dosc waskie i zawieraja tylko po jednym pasie w kazda strone. Gdy jade z chlopcami do szkoly, pas w przeciwna strone oddzielony jest podwojna ciagla linia przez cala nasza podroz. Nie zdazylo mi sie jeszcze zeby komus przyszlo do glowy mnie tu wyprzedzic. Amerykanie jezdza bardzo spokojnie. Sa wyrozumiali i bardzo kulturalni na drodze. Nie przekraczaja predkosci i jada te 35-40 mil na godzine, ktore pokazuja znaki. A znaki w stanach sa bardzo czytelne, glownie sa na nich napisy, wiec nie trzeba sie uczyc znakow i ich znaczenia na pamiec. Jeden znak, ktory sprawil mi troche problemow na poczatku byl "STOP - all ways" - oznacza to, ze na skrzyzowaniu musi stanac kazdy samochod, a pierwszenstwo ma ten ktory stanal przed pozostalymi, czyli zalezy od momentu zahamowania przy linii.
Ciekawy jest tez system odwozenia i odbierania dzieci ze szkoly. Staje sie w kolejce podjezdzajacej pod szkole z nazwiskiem dziecka na szybie. Samochody ustawiaja sie juz na pol godziny przed koncem zajec i obowiazkowo trzeba wylaczyc silnik czekajac na dzieciaki. Praktycznie wszystkie samochody to wielkie wypasione SUV'y i PICK UP'y. Potem kazdy podjezdza, odbiera dzieci i odjezdza, przy wyjsciu stoja ludzie kierujacy ruchem, wiec wszystko przebiega plynnie. Trzeba tylko uwazac na wyjezdzajace SCHOOL BUS'y. To samo z rana, tyle, ze nie trzeba stac i czekac a tylko wystarczyu podjechac, zostawic dzieciaki i wracac. I te momenty bez dzieciakow sa moimi ulubionymi, bo wszystkie stacje, ktore mam w samochodzie sa tylko z muzyka COUNTRY :D Niesamowity klimat, jechac sobie wielkim GMC z COUNTRY wydobywajacym sie z glosnikow. Ta muzyka jest idealna do jazdy samochodem.
I jeszcze a propos wspomnianych SCHOOL BUS'ow; trzeba bezwzglednie sie zatrzymac jesli widzi sie nadjezdzajacy autobus, ktory miga czerwonymi swiatlami. Oznacza to, ze beda z niego wysiadac dzieci. Nawet samochody jadace z naprzeciwka musza sie zatrzymac i to w dosc duzej odleglosci.
Ciekawy jest tez system odwozenia i odbierania dzieci ze szkoly. Staje sie w kolejce podjezdzajacej pod szkole z nazwiskiem dziecka na szybie. Samochody ustawiaja sie juz na pol godziny przed koncem zajec i obowiazkowo trzeba wylaczyc silnik czekajac na dzieciaki. Praktycznie wszystkie samochody to wielkie wypasione SUV'y i PICK UP'y. Potem kazdy podjezdza, odbiera dzieci i odjezdza, przy wyjsciu stoja ludzie kierujacy ruchem, wiec wszystko przebiega plynnie. Trzeba tylko uwazac na wyjezdzajace SCHOOL BUS'y. To samo z rana, tyle, ze nie trzeba stac i czekac a tylko wystarczyu podjechac, zostawic dzieciaki i wracac. I te momenty bez dzieciakow sa moimi ulubionymi, bo wszystkie stacje, ktore mam w samochodzie sa tylko z muzyka COUNTRY :D Niesamowity klimat, jechac sobie wielkim GMC z COUNTRY wydobywajacym sie z glosnikow. Ta muzyka jest idealna do jazdy samochodem.
I jeszcze a propos wspomnianych SCHOOL BUS'ow; trzeba bezwzglednie sie zatrzymac jesli widzi sie nadjezdzajacy autobus, ktory miga czerwonymi swiatlami. Oznacza to, ze beda z niego wysiadac dzieci. Nawet samochody jadace z naprzeciwka musza sie zatrzymac i to w dosc duzej odleglosci.
Etykiety:
alpharetta,
jazda samochodem w usa,
stan georgia,
za kierownica w usa
czwartek, 1 listopada 2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)